UWOLNIENIE [WYWIAD Z TWÓRCAMI]
Jest pan twórcą osobnej formy literatury, którą nazwał pan – liberaturą. Co ją wyróżnia?
Zenon Fajfer: Przywykło się patrzeć na literaturę wyłącznie przez pryzmat tekstu, pomijając przestrzenną, czy raczej czasoprzestrzenną, formę książki (łacińskie liber). Większość autorów i czytelników patrzy na książkę jak na newtonowską, neutralną semantycznie scenę, podczas gdy w liberaturze ta scena jest dynamiczna, einsteinowska. Tutaj słowo i książka są ze sobą nierozerwalnie splecione, jak czas i przestrzeń, umysł i ciało, i mogą przybrać zupełnie dowolny wygląd. Twórca liberatury – poeta, pisarz, dramaturg – w swoim pisarstwie jest całkowicie wolny (drugie znaczenie słowa liber), performans może toczyć się wszędzie, scena druku wyzwolona została z wszelkich ograniczeń, z wyjątkiem czysto technologicznych. Pisząc tekst, autor na swój sposób go inscenizuje, projektuje odbiór, albo oddaje inscenizację w ręce czytelnika.
Liberatura bliska jest więc teatrowi, ze względu na performatywny charakter tych utworów – kiedyś może nawet będzie tak postrzegana – jako literatura, która burzy czwartą ścianę, tworząc z czytelnikiem nową relację i budując wraz z nim nowy teatr, zapraszający do współuczestnictwa. W tym swoistym teatrze książki przestrzeń gry nie jest niczym ograniczona, żadnymi literackimi ani edytorskimi konwencjami. Mam jednocześnie świadomość, że na prawdziwej scenie, z prawdziwymi aktorami, reżyserska wizja może ten performatywny potencjał liberatury jeszcze tylko wzmocnić, wydobyć, nadać temu doświadczeniu nowy kształt.
Co wyjątkowego dostrzegł pan w sztuce Zenona Fajfera pt. „Uwolnienie"?
Kuba Kowalski: „Uwolnienie” to bardzo oryginalny tekst. Według mnie mocno wyróżnia się na tle naszej współczesnej dramaturgii. To sztuka polityczna w głębokim tego słowa znaczeniu – nie rozdrabnia się na sprawy doraźne, tylko ukazuje dojmujące poczucie bezsilności i dezinformacji, z którym się zmagamy jako społeczeństwo. Zadaje pytanie o to, czy jesteśmy jeszcze w stanie się porozumieć, a jeśli tak, to w jaki sposób. Robi to przy tym w ciekawej, poetyckiej formie, i co istotne – z dużym poczuciem humoru.
W sztuce „Uwolnienie” zaprasza pan twórców, czytelników i publiczność do uwolnienia myślenia o tym, jak i gdzie można robić teatr. Dokąd zaprowadziło pana uwolnienie tego myślenia?
Zenon Fajfer: Mógłbym powiedzieć: teatr wasz widzę ogromny. Za „Uwolnieniem” stoi moja wiara we wrażliwość odbiorcy, w nieskrępowaną wyobraźnię i odwagę twórców, czytelników i publiczności. Wierzę w teatr, który wyobraźni nie stawia żadnych granic, żadnych barier, żadnych przymusów. Granice są wyłącznie w nas. Taki teatr nie ma żadnych zewnętrznych obowiązków, żadnej ideologii nad sobą, jest sferą wolnego ducha.
Stawiane przez liberaturę wymagania kształtują nowy typ odbiorcy. Jakie wyzwania stawia pan w swojej sztuce przed teatralnymi widzami?
Zenon Fajfer: Zgadzam się, że liberatura stwarza nowego czytelnika. Ale od mówienia o „wymaganiach” wolę mówić o wolności. Wolę wskazywać na możliwości tkwiące w dziele otwartym, na uwolnienie potencjału drzemiącego w utworze i w jego odbiorcach. Dariusz Sośnicki, poeta, którego poznałem w tym roku na festiwalu w Indiach, na widok napisanego przeze mnie wspólnie z Katarzyną Bazarnik trójksięgu „Oka-leczenie", edytorsko i literacko całkowicie innej książki, z niewidzialnym tekstem do odkrywania przez czytelnika, a potem biorąc do ręki mój poemat w butelce „Spoglądając przez ozonową dziurę", opatrzony legalnymi numerami ISBN, powiedział: „rozwaliliście system”. W każdym z nas jest strażnik systemu i w każdym z nas jest rebeliant, w odbiorcach mojej poezji i teatru próbuję tego rebelianta ośmielić.
Czy w trakcie pisania „Uwolnienia” zastanawiał się pan nad tym, w jaki sposób graficzny zapis sztuki przełoży się na jej realizację sceniczną?
Zenon Fajfer: Mam nadzieję, że ten zapis coś otwiera, zachęca do uwolnienia własnych myśli i skojarzeń, że ośmieli do podjęcia artystycznego ryzyka. Zarazem mam świadomość, że „Uwolnienie” inaczej otworzy się w czytelniku, który będzie miał tę scenę w rękach, a inaczej w reżyserach, aktorach, scenografach i widzach. To jest tak napisane, że każda inscenizacja tej sztuki będzie w pewnych aspektach podobna i jednocześnie może się całkowicie różnić.
Jak przełożył pan ten zapis na język teatru?
Kuba Kowalski: Odbyłem drogę od oryginalnego scenariusza – i z powrotem do niego. Najpierw „wyłowiłem” z tekstu konkretne głosy – tak powstały zalążki trzynastu postaci, jak w tradycyjnym dramacie. A następnie na próbach, kiedy sceny miały już swój pierwszy szkic, coraz częściej wracałem do oryginalnego zapisu Fajfera, i tak powstawało coraz więcej rozmaitych efektów chóralnych.
Kim są bohaterowie „Uwolnienia”?
Zenon Fajfer: Bohaterem „Uwolnienia” może być każdy, kto tylko zechce. Wszyscy siedzimy na tej widowni i na jakieś przedstawienie czekamy, lokując w tym swoje nadzieje i pragnienia, tłumiąc lub głośno wyrażając lęk, niepokój, frustrację. Co nie znaczy, że jest to puszczony na żywioł happening. Od strony literackiej to bardzo precyzyjna forma, która być może daje szansę na przeżycie czegoś innego niż dotąd przywykliśmy. Ale jak z każdym przeżyciem, warunkiem jest wewnętrzna gotowość, otwarcie się na taką sytuację, chęć doznania tego innego doświadczenia.
Co wyłoni się z polifonii wypowiedzi aktorek i aktorów w spektaklu „Uwolnienie”?
Kuba Kowalski: Jesteśmy w trakcie prób, to taki moment – trudny, ale ekscytujący, w którym nie sposób powiedzieć jak spektakl ostatecznie zabrzmi. Na próbach krążymy nieustannie wokół pojęć zbiorowej niemocy, paraliżu, konfliktu, skrajnej polaryzacji czy wojny domowej, ale też mobilizacji, zrywów narodowych, „aktów strzelistych”, do których Polacy są zdolni.
Jaką rolę odegrają w „Uwolnieniu" scenografia i kostiumy, które przygotowuje Maks Mac?
Kuba Kowalski: Scenografia, którą zaprojektował Maks jest przetworzeniem lub interpretacją tradycyjnej teatralnej kurtyny, którą w tekście zapisał autor. Przygotowujemy prapremierę tego tekstu, widzowie zetkną się z nim po raz pierwszy, wyszedłem więc z założenia, że warto wczytać się w didaskalia i pójść za głosem autora. Reżyseruję często teksty klasyczne, tam didaskalia podpowiadają zazwyczaj stare formy, które dziś w teatrze nic już nie znaczą. W przypadku „Uwolnienia” inscenizuję wiernie niektóre didaskalia, zwłaszcza że Fajfer ma bardzo ciekawą, surrealistyczną wyobraźnię.
Jaką muzykę komponuje Rafał Ryterski?
Kuba Kowalski: Muzyka jest dla mnie czymś zupełnie fundamentalnym w spektaklu teatralnym, elementem tak podstawowym jak scenografia czy światło. Dramat Fajfera jest z kolei bardzo muzyczny, to w zasadzie partytura na chór głosów. Od wielu lat pracuję z muzyką na żywo, staram się jednak zmieniać funkcję muzyki w spektaklu, czy choćby instrumentarium. Tym razem Rafał Ryterski przywiózł ze sobą robota swojego własnego projektu, który gra na perkusji. Mamy więc maszynę, która gra na żywo na instrumencie akustycznym. Do tego dochodzą rozmaite partie chóralne, nad którymi Rafał pracuje z aktorami.
W sztuce Fajfera padają egzystencjalne pytania, ale to także dowcipna satyra na współczesnych Polaków i opowieść o empatii. Jak opowiedzieć o tym wszystkim na scenie?
Kuba Kowalski: Tego jeszcze nie wiem, mogę tylko powiedzieć w jaką stronę próbujemy. Sztuka Fajfera jest bardzo precyzyjnie skonstruowana i rzeczywiście na początku zdaje się być satyrą na współczesną Polskę. Mamy wrażenie, że przyglądamy się próbie badawczej, wyselekcjonowanej grupie różnorodnych głosów, które dobrze znamy ze słyszenia i szybko je rozpoznajemy. Jednak w miarę rozwoju dramatu, satyra staje się czymś więcej, mianowicie sytuacja bez wyjścia, w której nasze postaci się znajdują, okazuje się być mocno metaforyczna. Wszyscy czekamy na Godota, albo na wielkie G, jak to złośliwie mówi jedna z postaci – i to czekanie staje się metaforą naszego życia, a zasłonięta kurtyna – śmiercią. Sposób, w jaki wyłania się sens tej metafory, jest niezwykle ciekawy. Staje się to stopniowo i precyzyjnie, scena po scenie. Pośród wrzawy powtarzających się, wytartych lamentów czy oskarżeń, wybrzmiewają ważne, głębokie pytania: kim jesteśmy? Co tu robimy? Co dalej?
Czy pesymistyczny nastrój zdominuje spektakl?
Kuba Kowalski: Bardzo zależy mi na tym, żeby wybrzmiało poczucie humoru autora. Cały tekst, nawet w swoich dramatycznych momentach, jest podszyty ironią, próbujemy ją wydobyć. Na pewno nie chcę robić spektaklu jednoznacznie pesymistycznego. Nie wierzę w taki teatr, nie uważam, żeby był sens taki teatr robić.
Na ile abstrakcyjność sztuki pozwala na ukazanie współczesnej nam rzeczywistości?
Kuba Kowalski: Myślę, że to sztuka bardzo aktualna, ale też uniwersalna. Bezsilność jej bohaterów, upiorny marazm, w którym tkwią, dezinformacja i zagubienie – to wszystko dziś brzmi bardzo aktualnie, i to nie tylko w Polsce. Potrzeba wyciszenia, wyrwania się z szumu informacyjnego, odnalezienie swojego głosu – to są poważne tematy naszych czasów. Wierzę, że „Uwolnienie” zabrzmi ciekawie niezależnie od tego, kto wygra wybory 15 października.
Zenon Fajfer: Jest wiele sposobów rozumienia rzeczywistości, również takie, w myśl których sztukę abstrakcyjną można uznać za najgłębszy realizm. Ale nie wydaje mi się, że jest to sztuka wyłącznie abstrakcyjna. Słyszałem od pierwszych czytelników, że ona mówi wiele rzeczy równocześnie, performans odbywa się na kilku płaszczyznach: egzystencjalnej, metateatralnej, politycznej, metafizycznej… Anna Augustynowicz powiedziała mi, że „Uwolnienie” otwiera nowe przestrzenie dla teatru. Jeśli te przestrzenie rzeczywiście się otworzą, ma szansę odsłonić się jakiś inny wymiar rzeczywistości. Nie wiem, co by to miało być, ale wiem, że warto tego szukać.
Rozmawiał: Michał Hernes